Początek sierpnia powitaliśmy na plenerze na górze Górzec.
Niewątpliwą atrakcją pleneru był gość aż z Irlandii, znany forumowiczom Zlotoryja.info – Blezor. Wbrew pesymistycznym przewidywaniom, znany z ciętego i niekompromisowego języka Blezor, w realu okazał się miłym i życzliwym człowiekiem, tym radośniej powitaliśmy go w szeregach klubowiczów.
Ale od początku. Atrakcją pleneru miała być kapliczka wieńcząca drogę kalwaryjską na Górzec.
Po drodze mieliśmy zdobyć Dębnicę. Jak zwykle rzeczywistość trochę skorygowała plany. Pod presją wszędobylskich owadów, które przeczuwały chyba zbliżającą się burzę, zrezygnowaliśmy z Dębnicy, ale droga którą obraliśmy i oznakowanie (a włąsciwie – miejscami jego brak) szlaków, sprawiły, że prawie godzinę straciliśmy na poszukiwaniu dojścia do kapliczki na Górzcu. Ekspedycja poszukiwawcza przemierzyła las w różnych kierunkach. Natrafiła na tajemniczy, samotny słup pośrodku lasu,
a także napotkała motocyklistów, którzy straszyli zwierzynę.
Jak się okazało było ono kilkadzisiąt metrów od miejsca, gdzie zaczęliśmy nerwowo się rozglądać, którędy tu iść dalej.
Kapliczka na szczycie jest bardzo osobliwa i na pewno niesie za sobą wielki potencjał fotograficzny. Jednak porą dnia, najlepiej nadającą się na fotografowanie tego miejsca wydaje się świt, najlepiej jesienny, gdy liście zaczną się przebarwiać a mgły będą codziennością.
Plener jednak służy temu, aby zrobić coś z niczego, a może nie z niczego, ale, zeby radzić sobie w każdych warunkach. Więc klubowicze radzili sobie na wszelkie sposoby.
W drodze powrotnej mieliśmy zajrzeć nad Słup, ale w powietrzu coś wisiało, więc posatnowiliśmy wracać. Dojechawszy jednak do Męcinki zobaczliśmy, że na niebie cuda zaczynają się dziać, więc zawróciliśmy i pognaliśmy do Stanisławowa.
W Stanisławowie zaczęło błyskać, ale część klubowiczów zaczęła wywaierać presję, aby się ewakuować. Odważniejsi więć zostali…