Co wolno w fotografii?

zakazKnocik bardzo słusznie wyszperał w internecie artykuł o zagadnieniach prawnych w fotografii. Przy okazji polecając ciekawy dosyć portal: Tygodnik Fotograficzny. Większość zdjęciomaniaków trapi, co można, czego nie, a czego nie powinno się robić biegając z aparatem, a później publikując w takiej czy innej formie swoje prace. Na podstawie paru tekstów z przytoczonego powyżej poralu postarałem się przedstawić samo jądro tego zagadnienia.

W zasadzie można wszystko fotografować: ludzi, zwierzęta, budynki, przedmioty. Wyjątek stanowią niektóre gatunki zwierząt (rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 28 września 2004 r. „w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt objętych ochroną”).

Ograniczenie co do stosowania zewnętrznych źródeł światła w postaci lampy błyskowej jest prawnie narzucone w przypadku zdjęć w muzeach. Muzea też mogą zakazać używania statywów, lub zażądać opłaty za możliwość wykonywania zdjęć. Wszelkiego rodzaju tabliczki pt. „zakaz fotografowania” z prawnego punktu widzenia są prośbą i dopóki właściciel danego obiektu, o ile się na nim nie znajdziemy, grzecznie lub nie nas nie wyprosi, możemy się do tej prośby nie stosować. Inna sprawa to kwestie moralne, czy jeżeli ktoś sobie tego nie życzy, można z butami wchodzić w jego prywatność i tutaj należy dobitnie stwierdzić, że nalezy szanować cudzą własność.

Często pojawia się pytanie o fotografowanie ludzi. Rozpowszechniony jest pogląd, że podczas imprez masowych można swobodnie hasać z aparatem. Owszem z aparatem hasać można, ale dowolnie publikować zdobyte w ten sposób zdjęcia już nie. Wszystko jednak zależy od właściwej interpretacji. Nie jest wymagana zgoda „modela” jeżeli stanowi on niejako dodatek do całości – czyli np. rozentuzjowany kibic na tle rozszalałych trybun, albo osoba biorąca udział w barwnym korowodzie. Sprowadza się to do ogólne stwierdzenia, popartego przez prawomocne orzeczenie sądu: „że rozpowszechnianie wizerunku nie wymaga zezwolenia, jeśli stanowi on jedynie element akcydentalny lub akcesoryjny przedstawionej całości, tzn. w razie usunięcia wizerunku nie zmieniłby się przedmiot i charakter przedstawienia”. Jeżeli ktoś przechodzi akurat w momencie, gdy robimy zdjęcie budynku, fontanny czy też obfotografowujemy inny motyw w miejscu publicznym i załapie się na zdjęcie, to zgoda na jego publikację nie jest wymagana, stanowi on bowiem tło, alement, który jezeli usuniemy ze zdjęcia, w rażący sposób nie naruszy jego kompozycji czy idei. Ale jeżeli ta osoba, nieświadoma tego, że jest obserwowana, przez czujne oko fotosnajpera, robi coś co mogłoby jej naruszyć dobra osobiste w przypadku publikacji, to juz całkiem inna sprawa. Prawo prawem, a… Nie, nie – nie sprawiedliwość nie po naszej stronie, ale zwykła ludzka przyzwoitość. I nie chodzi tutaj o to, że ktoś mógłby nas pozwać do sądu, bo np. uprawiając tzw. streetphoto, prawdopodobieństwo, że ktoś nas dopadnie nie jest wyższe od otrzymania mandatu za łamanie przepisów w ruchu drogowym. Chodzi o to, żeby nie krzywdzić ludzi przede wszystkim. Dlatego też ostatnio np. grzecznie poprosiłem autora jednego ze zdjęć umieszczonych na Plfoto, a przedstawiających bohatera jednego z artukułów w przedostatnim Echu Złotoryi o usunięcie pracy z portalu, albowiem godziło ono w wizerunek tej osoby.

Ochrona wizerunku osób trzecich rozciąga się również na nasze własne zdjęcia, na których oprócz nas są i inni. Publikując takie zdjęcie w jakiejkolwiek formie powinniśmyuzyskać zgodę osób nam towarzyszących.

Reasumując możemy fotografować generalnie wszystko, ale żeby opublikować dane zdjęcie musimy uzyskać pozwolenie osób na nim przedstawionych. Najlepeij jakbysmy mieli dowód takiego pozwolenia np. na piśmie, albo przynajmniej świadków, że takie pozwolenie zostało udzielone.

A co z osobami publicznymi – przepisy prawa wyraźnie stwierdzają, że można publikować ich zdjęcia, ale takie, które odnoszą się bezpośrednio do funkcji, którą sprawują lub są wykonywane podczas tej funkcji sprawowania. I tu jest bardzo cienka i niewyraźna granica, wymagająca dużego wyczucia. Np. zdjęcie osoby publicznej na plaży w czasie jej urlopu – byłoby naruszeniem tego przepisu, ale już zdjęcie jakiegoś urzędnika korzystającego czy nadużywającego swoich uprawnień poza godzinami pracy – niekoniecznie.

Inna kwestia to budynki prywatne, mieszkania, rzeźby czy np. grafiti. O ile zdjęcie nie przedstawia samego budynku (jako np. formy architektonicznej do powielenia), rzeźby (do odwzorowania) oderwanej od otoczenia, to nie mamy zadnego dylematu. Gorzej, gdy np. w katalogu firmy budowlanej umieścimy jakiś dom, który nie jest dziełem tej firmy, albo której własciciel nie chciałby być kojarzony z tą firmą.

Tekst powstał na podstawie artykułów – wywiadów umieszczonych na portalu Tygodnik Fotograficzny:
Fotografia i prawo – Olga Drenda i Marcin Jędrysiak
Pułapka internetu – Ewa Kozakiewicz