Plener z katorżnikami – relacja

Ludzie małej wiary zadawali sobie w niedzielne przedpołudnie pytanie: czy aby plener się odbędzie. Klubowicze, jak klubowicze – pogoda raczej ich nie zniechęca, ale biegacze?
Ludzie małej wiary próbowali się zakłądać: ciekawe ilu klubowiczów będzie – trzech góra? Ludzie większej wiary stawiali na pięciu i więcej…

Z małym opóźnieniem pod wiaduktem koło Zalewu zaczęli gromadzić się kandydaci na fotoreporterów sportowych. Niektórzy ekstremalne warunki wzięli sobie bardzo do serca i odpowiednio się do nich przygotowali.

Klubowiczów stale przybywało, a biegaczy ani słychu ani dychu. Czyżby rację mieli ludzie małej wiary?

Nagle wśród śnieżnych bezkresów pojawił się mknący, stalowy potwór. Pierwsza myśl, czyżby to straż miejska, wyposażona w nową zabawkę, gnała rozpędzić nielegalne zgromadzenie, podejrzanie wyglądających osobników, kręcących sie koło strategicznej przeprawy kolejowej przez Kaczawę? O nie! To ekipa MKS Aurum Kobud przybyła na trening!

Jak na rasowego reportera przystało Piotrek wyposażył się w dwa aparaty fotograficzne – oczywiście marki Sony. Tylko kamuflaż bardziej przypominał epizod z wojny niemiecko-sowieckiej, gdy dowództwo niemieckie zapomniało wyposażyć swoich żołnierzy w zimowe wdzianka. A może po prostu nie chciał, żeby pedzący maratończycy stratowali go przypadkiem wśród śnieżnej kipieli…?

Jak na zawodników o ekstremalnym zacięciu były epizody przedzierania się przez krzaki i inne przeszkody naturalne.

A także biegi trójkami.

Ponieważ sypał śnieg, niektórzy ubrali swoje aparaty w specjalne kubraczki.

Dewiza Klubu nadal jest aktualna – Nieważne jakim aparatem fotografujesz… Ale Kompaktowcy planuja rozłam i chcą utworzyć nową sekcję klubową.

Humory dopisywały i poligon fotograficzny tętnił życiem…

…wśród serii trzaskających migawek i wszechobecnego białego puchu.

Trudno teraz ocenić, czy wdrapanie się na wiadukt kolejowy przez Mirka, było efektem despracji po stracie kolejnej komórki, czy też za bardzo poczuł się jak zwierzyna na polowaniu, w którą celuje się z każdej możliwej strony.

Plener szybko dobiegł końca – przynajmniej z udziałem zawodników MKS Aurum Kobud. Przystąpiliśmy więc do nieplanowanej drugiej jego części. Niestety niektórzy plenerowicze, gdzieć się zawieruszyli wśród śniegów Złotoryi i nie mogli przetestować działania noworocznego filtra ocieplającego.

Nowy pomysł na przenośny bufet zaprezentował Andrzej. Niestety Leszek, jako zmotoryzowany, przyjął funkcję jedynie polewacza.

Filtr ocieplający miał niewielką moc, ale wyraźnie poprawił i tak dobre humory.

Pokrzeieni i z nowymi siłami postanowiliśmy zapolować na kaczki.

Niestety te strachliwe stworzenia nie za bardzo chciały współpracować.

Ale wreszcie znaleźliśmy jednego modela, który wyszedł z wody i podszedł do nas by nam pozować.

Wszystko jednak co miłe, kończy sie kiedyś, więc i my zakończyliśmy nasz plener wśród co raz gęściej padającego śniegu.

2 thoughts on “Plener z katorżnikami – relacja

Comments are closed.