Godzina 5:07. Szybki rzut zaspanego oka w niebo. Jest gwiazdka! Na wszelki wypadek wypada przetrzeć oczy, żeby upewnić się, że to nie senna pomroczność jasna.
Godzina 5:45. Władek się uśmiecha. Siedzimy w samochodzie i liczymy krople na szybie. W kwadracie 10 na 10 cm przez dłuższą chwilę nic nie spadło, więc jedziemy. Patrzymy jednak w niebo – w Leszczynie będzie za ciemno. Jedziemy więc ku światłu przebijającemu się gdzieś pomiędzy Lubinem a Złotoryją.
… a droga zawiodła nas na pola koło Brochocina.
Każdy plener, to nowe doświadczenia. Przy organizacji następnego pleneru należy zaopatrzyć się w wariant zapasowy.
Na pewno nie mogliśmy narzekać na światło.
I tym razem potwierdziła się reguła, że najlepsze światło jest przy pogodzie dynamicznej
Trochę wiało, trochę ziębiło, ale była i woda, i drzewa, i biegnąca ku horyzontowi droga, i zwierzęta (tu Andrzej pozdrawia jakiegoś dzika – chyba).
Canon vis a vis canona, Dagmara nieco ubłocona…
Knocik jak zwykle szaleje 🙂 ja niestety musiałem do szkoły jechać ale załapałem się na ostatnie fotografowanie dworca wrocławskiego więc coś będzie do wysłania na FT.
Nie szaleje ja zawsze poważny 😉
sztuka wymaga poświęceń 🙂